Marzec 2007 roku, Harenda, Zakopane. Zawody finałowe Akademickiego
Pucharu Polski w slalomie. Wpadam na metę, odwracam się i ze
zdenerwowaniem spoglądam na tablicę świetlną. Obok mojego czasu
przejazdu pojawia się magiczne „01”.

Prowadzący w klasyfikacji generalnej Krzysztof Czaiński jest na mecie od
kilkudziesięciu sekund i wie, że dziś nie wygra. Tylko zwycięstwo w
zawodach finałowych może mi dać pierwsze miejsce w całym pucharze.
Na mecie zjawiają się kolejni groźni zawodnicy, ale wszyscy nie mogą sobie
poradzić z moim czasem. Po przejeździe Jacka Rojewskiego powoli
zaczynam wierzyć, że się uda. Ale fety nie będzie. Na metę wpada Andrzej
Olczak, który w tym sezonie nie błyszczał. A teraz pokazał klasę!
Różnica między naszymi czasami wynosi: 0,01 sekundy! Jedna setna, która
zadecydowała o wyniku całego, długiego sezonu. Puchar Polski zdobywa
Krzysiek, Andrzej wygrywa finał, a ja jestem drugi. Drugi w pucharze, drugi
w finale Czy fluorowy proszek nałożony tuż przed startem na moje slalomki
zmieniłby tą historię w bardziej radosną opowieść? Być może. Tego nigdy
się nie dowiem, ale jest to całkiem prawdopodobne.
Najlepsze smary nie pomogą jak przegrywasz kilka dziesiątych sekundy.
Lepiej wtedy weź się doroboty i trenuj. Ale jak brakuje setnych części
sekundy, a zaniedbałeś chociaż jeden etap smarowania przed startem to
możesz mieć pretensje tylko do siebie.

Rok temu w artykule „Ręką, czy maszyną” zachęcaliśmy do regularnego
dbania o sprzęt. Mam nadzieję, że wielu z Was skorzystało z naszych rad i
wyciągnęło wnioski z przytoczonych tam historyjek. W tym sezonie
spróbujemy przekonać wszystkich, którzy ścigają się w zawodach, o
zaletach stosowania smarów fluorowych. Nie będziemy nikogo oszukiwać,
że warto inwestować w fluory, jeśli wyjeżdżacie na dwa tygodnie w roku i
jeździcie dla czystej przyjemności. Jednak w dzisiejszych czasach nawet na
zawodach amatorskich lub dziecięcych spotkać można wiele osób
używających najlepsze dostępne na rynku smary. Podobnie, jak w zeszłym
roku naszym ekspertem w tej dziedzinie jest Jacek Nikliński, przedstawiciel
firmy Holmenkol w Polsce, który w kwestii przygotowania nart jest
prawdziwym autorytetem.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to znacznie większa liczba smarów
fluorowych w stosunku do hydrocarbonowych, jaka jest dostępna na rynku.
Dzieje się tak dlatego, ponieważ smary fluorowe przeznaczone są na
mniejszy zakres temperatur. Daje to możliwość precyzyjnego dopasowania
do panujących warunków i uzyskania znacznie lepszego poślizgu, niż w
przypadku smarów bazowych. Należy jednak uważać łatwiej jest
„spudłować” z doborem niż w przypadku tańszych smarów uniwersalnych,
których zakres działania sięga 20°C. Na szczęście większość smarów
fluorowychdopasowana jest do temperatury śniegu, a nie powietrza.
To dobra informacja.

Wyobraźmy sobie sytuację, że od kilku dni panuje mróz -15°C. Temperatura
śniegu i powietrza wynoszą dokładnie tyle samo. Nagle ociepla się,
wychodzi słońce i temperatura powietrza w ciągu paru godzin podnosi się
do -3°C. Temperatura śniegu w tym czasie wzrośnie maksymalnie o kilka
stopni ? jest więc duża szansa, że trafimy z zakresem smaru. Powinniśmy
jeszcze wyjaśnić w czym smar fluorowy jest lepszy od tańszych smarów
hydrocarbonowych. Otóż fluoropochodne wodorów, które właśnie są
stosowane w smarach fluorowych, są jednymi z najbardziej hydrofobowych
związków chemicznych. Podczas jazdy, w wyniku tarcia, pod ślizgiem
wytwarza się woda. Dzięki posmarowaniu nart smarem zawierającym
wspomniane związki uzyskujemy największą „wodoodporność”, a tym
samym najlepszy poślizg, znacznie lepszy niż w przypadku stosowania
tylko smarów bazowych.Nie należy jednak zapominać o stosowaniu
smarów bazowych w codziennym użytkowaniu. Posmarowanie „fluorami”
dzień przed zawodami jest tylko przysłowiową kropką nad i. Najważniejsze
jest dbanie o ślizg od momentu zakupu desek. Smary hydrocarbonowe
świetnie penetrują i natłuszczają materiał, z jakiego zbudowany jest spód
nart. Jeśli nie zaniedbujemy naszego sprzętu, to zdecydowanie warto
zainwestować w smary fluorowe i zawsze przed zawodami zastosować.
Narty na pewno odpłacą nam znakomitym poślizgiem.

Jeśli chodzi o stronę techniczną, to po nałożeniu smaru fluorowego na
gorąco nie powinno się od razu cyklinować nart, tylko należy poczekać
minimum 40 minut żeby związki fluorowe wchłonęły się w ślizg.
Dopiero po takim czasie przystępujemy do obróbki, czyli cyklinowania,
szczotkowania i polerowania. Jeśli ślizg jest dobrze natłuszczony, to patrząc
pod światło powinien być matowo-szklisty.

Kolejnym tematem bezpośrednio związanym z fluorem są tak zwane smary
finiszowe. W żargonie narciarskim znane są jako proszki, mydełka i spraye.
W zależności od rodzaju, różne są metody smarowania. Proszek można
wetrzeć lub wtopić żelazkiem. Wtapianie raczej stosowane jest w
narciarstwie klasycznym, gdy zawodnik ma do przebiegnięcia 10, 15 czy
nawet 50 km. W narciarstwie alpejskim najczęściej wciera się proszek
szczotką, korkiem lub filcem. Pastę wciera się gąbką, z mydełkami
postępowanie jest takie samo, jak w przypadku proszków.

Jeśli natomiast używamy sprayu; rozpraszamy preparat na ślizgu i czekamy
aż przeschnie, a następnie polerujemy różnego rodzaju przyrządami do
tego celu stworzonymi. Jacek zapytany o trwałość smarów finiszowych
obala mit powszechnie powtarzany przez niektórych „speców”, którzy
twierdzą, że wystarczają one zaledwie na kilka pierwszych metrów po
starcie. Przy slalomie o średniej długości, proszek czy mydełko, wtarte w
ślizg porządnie przygotowanych nart, wystarczy spokojnie na dwa
przejazdy! Oczywiście większość zawodników przed drugą próbą ponownie
nakłada smar, ale wpływa to przede wszystkim na dobre samopoczucie i
psychikę.

Na jednym ze spotkań szkoleniowych Holmenkola padło podobne pytanie
ze strony biegaczy narciarskich. Serwisman posmarował nartę mydełkiem,
dał pięć rodzajów szczotek, zrobił przerwę, podczas której uczestnicy
szkolenia szczotkowali nartę. Kiedy pod szczotkami nie pokazywał się już
żaden proszek i wszyscy myśleli, że po mydełku nie ma śladu, prowadzący
poskrobał ślizg palcami. Na czarnej powierzchni pojawiła się biała mączka,
świadcząca o tym, że smar finiszowy wciąż tam był. Także bez obaw o
trwałość tego rodzaju preparatów. Mydełko biegowe ma gwarancję na 10
km. Możecie być pewni, że na krótszych trasach zjazdowych nie zabraknie
wam wykończeniowego fluoru. Obecnie stosowanie tego typu smarów na
zawodach nawet amatorskich jest koniecznością, jeśli walczymy o
najwyższe lokaty. Nawet dzieci w popularnych zawodach o puchar Koziołka
Matołka stosują tę technologię.

Jak wspomniałem na początku artykułu, trudno jest się pomylić w kwestii
zastosowania odpowiedniego rodzaju smaru, ponieważ dobieramy go do
temperatury śniegu. Oprócz samego wyboru jest jeszcze kilka niuansów
związanych ze smarami fluorowymi i ich obróbką. Te detale dotyczą przede
wszystkim narciarstwa wyczynowego: bowiem przez nieumiejętne
wtapianie smaru i późniejszą obróbkę można stracić kilka procent na
poślizgu. Po pierwsze, zastosowanie temperatury żelazka innej niż zalecana
przez producenta spowoduje stratę właściwości smaru. Oprócz tego użycie
złej szczotki do danego smaru i struktury może spowolnić narty o 0,2-0,5%.

Trochę mniej szkodliwym czynnikiem, ale również mającym wpływ na
poślizg, jest stosowanie nieodpowiednich prędkości szczotek obrotowych
lub rozcierających korków obrotowych (zalecany jest zakres 800-1200
obr./min i nie za mocny docisk). To wszystko małe detale, decydujące o
setnych częściach sekundy, ale jest ich do zapamiętania tak mało, że warto
się ich nauczyć.

Wszystkim, którzy chcą spróbować startów w zawodach polecamy, żeby
zainteresowali się smarami fluorowymi i sprawili sobie mały komplet
serwisowy. Pamiętajmy jednak, żeby na co dzień dbać o sprzęt, który nam
wszystkim daje przyjemność to najważniejsze! 95% sukcesu to regularne
smarowanie hydrocarbonami. Wykończenie fluorowe ma nam dać
dodatkowego „kopa”.

Michał Szypliński     NTN